Karolina Jarosz
Śpiewająco o ekonomii społecznej
Karolina Jarosz – animatorka rozwoju lokalnego w Świętokrzyskim Ośrodku Wsparcia Ekonomii Społecznej w Jędrzejowie
Skąd w życiu doktora nauk ekonomicznych wziął się ten pierwiastek społeczny ?
– W ekonomii społecznej jestem od zawsze. Właściwie mam ją we krwi, bo mój dziadek był założycielem spółdzielczości na terenie powiatu jędrzejowskiego. Niektórzy mi nawet mówią, że ekonomia społeczna ma moją twarz. To jest mój styl życia. A moja praca doktorska dotyczyła ekonomii społecznej w województwie świętokrzyskim. Dzięki przeprowadzonym w jej ramach badaniom, udało się dobrze sprofilować cały okres prognozowania w naszym regionie. Byłam pracownikiem Regionalnego Ośrodka Polityki Społecznej, więc bardzo to pomogło.
Czy Pani zdaniem ekonomia społeczna ma szansę być powszechniejsza?
– Ma szansę. Musimy dużo się nauczyć jako społeczeństwo. Wiedzieć, że kupując u podmiotów ekonomii społecznej, wspieramy też tych, którzy nie radzą sobie na otwartym rynku pracy, którym jest trochę gorzej w życiu. Tylko wtedy ekonomia społeczna będzie miała szansę powodzenia. Aby to się powiodło, każdy musi mieć w sobie cząstkę społecznika.
W jakiej perspektywie czasowej to się może wydarzyć?
– Myślę, że już jest coraz lepiej. Kilkanaście lat temu kandydowałam na burmistrza i w swoim programie miałam bardzo dużo prospołecznych działań. Ówczesny kandydat stwierdził, że to taki trochę powrót do PRL. Dzisiaj przyznał rację, że to ma sens. Byliśmy nawet na wizycie studyjnej w spółdzielni socjalnej, która zajmuje się segregacją śmieci. Staramy się dużo takich działań wdrażać na terenie gminy Jędrzejów, której jestem radną. Efektem tego jest zdobycie trzeciego miejsca w konkursie Znak Jakości Ekonomii Społecznej i Solidarnej przez gminę. Nie ma co się poddawać i zniechęcać, tylko trzeba pracować. Małymi krokami dążyć do założonego celu.
Które z tych działań przynosi największą satysfakcję?
– Najbardziej cieszę się, kiedy małe stowarzyszenia, koła gospodyń wiejskich sięgają po różne zamówienia. To pokazuje, że one przestają się bać. Wiedzą, że są ważnym graczem na rynku zamówień publicznych, że mogą liczyć na wsparcie. Widzę, że się rozwijają i to jest fajne. Lubię też znaczek Fair Trade (Sprawiedliwy Handel). To jeden z aspektów, który możemy stosować w zamówieniach publicznych. Cieszę się, gdy w sklepach widzę produkty z takim znaczkiem. To jest naprawdę niesamowite. Lubię pracę z ludźmi. Nawet jeśli pomożemy tylko jednej osobie – to warto.
W jaki sposób przekonuje Pani organizacje, aby nie bały się konkurować na rynku?
– Gdy realizuję jakiś projekt, wszystko kupuję u podmiotów ekonomii społecznej. Zachęcam do składania wniosków, do realizacji projektów. Zapewniam, że im pomogę przejść przez ten pierwszy etap. Mamy w Ośrodku Wsparcia Ekonomii Społecznej taką filozofię, że kupujemy w PES. W ten sposób też je wzmacniamy. Istnieje już nawet mała konkurencja między tymi podmiotami. To także pozytywna zmiana.
Pracuje pani jako animator w OWES, wykłada na uczelni, udziela w samorządzie, jak udaje się łączyć te wszystkie działania?
– Te działania są synergiczne. One się uzupełniają. Przy jednej okazji można robić wiele innych rzeczy. Podczas wykładów opowiadam studentom o wioskach tematycznych, gospodarstwach opiekuńczych, o podmiotach ekonomii społecznej czy jak aktywizować społeczność lokalną. W Radzie zachęcam wszystkich swoich kolegów do tego, żeby włączali się w różne działania, choćby wolontariackie. To też jest pierwszy krok do ekonomii społecznej. A praca w OWES to już czysta przyjemność. Choć praca w organizacji pozarządowej trwa 24 na dobę.
Ale znajduje Pani czas na własne przyjemności?
– Oczywiście. Moją pasją jest taniec latino, na który zawsze znajdę czas. Ogromną przyjemność sprawia mi też śpiewanie, co wykorzystuję w ekonomii społecznej. Śpiewamy podczas pikników, koncertów charytatywnych. Gdy pracowałam w Urzędzie Marszałkowskim, udało mi się w ramach wolontariatu pracowniczego zorganizować koncerty za zero złotych połączone ze zbiórką nakrętek i materiałów dla świetlic – jako biletów wstępu. Imprezy przygotowywali urzędnicy. Kto nie śpiewał, piekł ciasta, robił plakaty, kotyliony. Była okazja, aby urzędnicy pokazali trochę inną twarz. Zresztą zostaliśmy docenieni przez organizację pozarządowe, które powiedziały, że pracujemy jak organizacja pozarządowa i to jest najlepszy komplement.
Postrzega się Pani jako pragmatyczkę czy idealistkę?
– Chyba jako idealistkę. Moje pierwsze wykształcenie to politologia. Ekonomia to dopełnienie pierwiastka społecznego.
Czy ma Pani plany na najbliższy czas?
– Chciałabym, aby rozwinęła się marka lokalna, nad którą pracujemy w powiecie jędrzejowskim. Nie mam jednak konkretnych planów. Życie nie znosi pustki, więc wszystko może się zdarzyć.
Rozmawiała Ewa Lewandowska