Dorota Piotrowska i Małgorzata Pospieszyńska
Dorota Piotrowska – prezeska Spółdzielni Socjalnej Arka w Gostyniu i wiceprezeska – Małgorzata Pospieszyńska
Dobro wraca
Kiedy postanowiła Pani stworzyć spółdzielnię socjalną?
Dorota Piotrowska – Wszystko zaczęło się od książki o ekonomii społecznej, którą mi pokazano podczas jednego ze spotkań w Miejsko-Gminnym Ośrodku Pomocy Społecznej. Kierowniczka namawiała mnie i moją siostrę ( pracującą w usługach społecznych), abyśmy założyły spółdzielnię socjalną. Poczytałam i zapoznałam się z tematem. Umówiłam się na spotkanie w takiej spółdzielni w Poznaniu, aby zobaczyć jak to działa. W 2012 roku powstała nasza spółdzielnia.
Ale już wcześniej działała Pani w organizacjach pozarządowych.
D.P. – Po chorobie nowotworowej założyłam Stowarzyszenie Amazonek w Gostyniu, nie było takiej organizacji w naszej miejscowości. Porzuciłam korporację i bycie „korposzczurkiem”. Zaczęłam poznawać świat NGO.
Spodobał się Pani ten świat?
D.P- I tak i nie. Narzekamy na ten świat, ale przecież tworzą go ludzie. Gdy robimy coś dla siebie, z myślą o sobie, ale też o innych spotykamy się często z różnymi opiniami. Jestem z wykształcenia ekonomistką i byłam ciekawa tego połączenia ekonomii z działaniami na rzecz ludzi. Zresztą myśl o stworzeniu organizacji pomagającej innym osobom już kiełkowała we mnie, gdy pracowałam w korporacji.
Trudno było się przestawić na inny typ pracy?
D.P- Na początku gdy, w mediach zamieszczano informacje o naszej spółdzielni, pojawiały się komentarze, że tworzone są jakieś kołchozy, że będzie jakieś żebranie. Nie było więc fajnie. Obecnie prowadzimy usługi opiekuńcze. Umowy podpisujemy na rok z gminami, więc zawsze jest niepewność czy będzie dalsza praca. Oczywiście piszę różne projekty, żeby zdobywać pieniądze. Jest trochę stresu. Mamy 150 pracowników. Świadczymy usługi w dziewięciu gminach.
Jak współpracuje się z siostrą, bo przecież razem prowadzicie spółdzielnię?
D.P. My jesteśmy jak ogień i woda, ale też się uzupełniamy. Siostra zajmuje się usługami opiekuńczymi, ja natomiast finansami. Pewnie, że czasami są jakieś zgrzyty, ale mamy wyznaczone zadania i każda robi co do niej należy.
Małgorzata Pospieszyńska – Siostra moja nie mogła tego lepiej ująć – ogień i woda to prawda! Ona – umysł ścisły, księgowość w jednym paluszku, ja – wszędzie mnie pełno, roznosi mnie energia. Właśnie koordynowanie i praca z ludźmi to mój żywioł. Ale niekiedy to jest dużo stresu i emocji oraz wyczerpujących sytuacji. Wtedy mogę liczyć na „siorę”, która zawsze wesprze dobrym słowem i poklepie po plecach.
Czy dzielicie też pasje?
D.P.- Ja bardzo lubię podróżować, słuchać muzyki, jeździć na koncerty.
M.P. – Ja natomiast bardzo lubię dobrą książkę, podróże i ciekawy film. Bardzo lubię też sport i wycieczki górskie.
Co jest dla Pań najważniejsze w życiu?
D.P. – Na pierwszym miejscu zdrowie, na drugim dobre kontakty z ludźmi i przyjazna atmosfera w domu i pracy. Lubię i chcę, żeby była harmonia.
M.P. – Oczywiście jak wyżej – zdrowie, zrozumienie i współpraca między załogą, instytucjami jak i podopiecznymi i ich rodzinami. To wtedy w domowym zaciszu można z rodzinką odpocząć. Po prostu bardzo lubię ludzi i mam dużą wiarę w nich i to niekiedy jest moją zmorą.
Jakie macie plany?
D.P. – Chciałabym zobaczyć miejsca, w których jeszcze nie byłam. Moim marzeniem jest wyjazd do Norwegii. Chciałabym też mniej się stresować i dusić w sobie emocje. A jeśli chodzi o spółdzielnię, żeby układało się tak, jak do tej pory.
M.P. – Od najmłodszych lat marzyłam, żeby pomagać ludziom i to się spełniło. Chciałabym w niedalekiej przyszłości otworzyć DOM POMOCY POTRZEBUJĄCYM. Może marzenie się spełni… Dobrze, że za marzenia nie ma kar, bo dostałabym dożywocie. A w rodzinnie jestem spełnioną żoną, matką i babcią.
Jakie znaczenie ma dla Pań pomaganie?
D.P. – Jest bardzo ważne. Największą zapłatą jest krótkie dziękuję, uśmiech. To daje przekonanie, że idziemy w dobrym kierunku, że robimy dobrą robotę.
M.P. – Gdy przychodzą do naszych podopiecznych i widzę uśmiech i wyciągniętą dłoń na powitanie, to jest dla mnie lek na cały nasz trud. A telefony od podopiecznych, ich rodzin oraz znajomych i gesty osobiste w biurze wyrażające podziękowania, mówią same za siebie. Warto pomagać. Dobro wraca i tego się trzymam.